Uff, wreszcie piątek... Kochani, przede wszystkim przepraszam Was za moją chwilową nieobecność. Ten tydzień był dla mnie wyjątkowo ciężki, w dodatku miałam kilka wizyt u lekarza, przeziębienie mnie nie opuszcza. Wracając do domu, byłam wypompowana z sił jak dmuchany materac z powietrza. Dlatego nieco zaniedbałam pisanie postów, a i na Wasze blogi też nie zawsze miałam czas zajrzeć - co zaraz mam zamiar nadrobić :)) W każdym razie przed nami weekend - czas porządnie wypocząć.
Dziś mam dla Was recenzję produktu, na którego testy czekałam z wielką, rosnącą niecierpliwością. I nie kryjąc - pokładałam w nim wielką nadzieję, wyobrażając sobie śliczny efekt, jaki da na paznokciach, które wciąż były za krótkie do wypróbowania tego cacka. Kiedy w końcu trochę urosły i z radością zabrałam się do testowania... efekt przerósł moje oczekiwania. Jaka szkoda, że nie w tą stronę, co trzeba... Zapraszam Was d przeczytania mojej recenzji naklejek wodnych X&D, które przesłał mi sklep KKcenterHK.
Naklejki mieszczą się na kartoniku, zabezpieczone folią, opakowane są w kartonowe opakowanie. Wzór, który wybrałam, to urocze kwiatki, kojarzą mi się trochę ze stylem vintage. Na odwrocie opakowania zamieszczona jest instrukcja w języku angielskim, jak należy przykleić naklejki na paznokcie. Całość prezentuje się estetycznie.
Przejdźmy zatem do sedna. Na wstępie - przed użyciem tychże naklejek nie wątpiłam w swoje minimalne zdolności manualne. Jednak patrząc na efekt, jaki dały na paznokciach moich, a innych ich testerek zastanawiam się, czy to te naklejki, czy moje paznokcie są dziwne. A może mam dwie lewe ręce...? Hm, może Wy mi pomożecie, bo moja współpraca z tym tworem od początku nie szła tak, jak powinna.
Pierwszym krokiem było oczywiście rozpakowanie oraz pocięcie kartonika tak, aby rozdzielić naklejki. Potem wrzuciłam pierwszą z nich do wody, czekając, aż naklejka odklei się od kartonu, co nie nastąpiło. A miało - i to po 10 sekundach. Cóż, wyciągnęłam papierek z wody i sama odkleiłam naklejkę, po czym przyłożyłam ją do paznokcia, wstępnie oczyszczonego. Naklejka za nic nie chciała się przykleić, ślizgając się po płytce. Gdy wreszcie umiejscowiłam ją właściwie, mocno przycisnęłam na całej powierzchni opuszkami. Po kilkunastu sekundach folijka względnie trzymała się paznokcia, jednak po chwili zaczęła odchodzić i znów się niepokojąco ślizgać... W efekcie znacznie utrudniło mi to oderwanie jej nadmiaru. Chyba nie muszę tłumaczyć, jaka byłam zawiedziona i to na samym początku 'zabawy'. Tym bardziej, że przy każdym kolejnym paznokciu sytuacja się powtarzała, co nie było wcale zabawne... Po uporaniu się z czterema paznokciami miałam dać sobie spokój i tylko sfotografować ten marny efekt, ale ciągle miałam w sobie nadzieję i wolę walki - co na moją niecierpliwą osobę jest dość dziwnym przejawem - dokończyłam przyklejać wszystko.
Następnym krokiem było pokrycie paznokci top coatem, po wyschnięciu naklejek. Ten proces również nie przeszedł pomyślnie - naklejki zaczęły się obkurczać i odklejać, co doprowadziło mnie do szewskiej pasji... Poprawiłam je szybko pęsetą, bo ją akurat miałam pod ręką. Wówczas paznokcie wyglądały jak pokryte techniką decoupage. Widoczne były 'pęknięcia' i marszczenia, które na szczęście częściowo zanikły.
Odetchnęłam, wreszcie koniec. Patrzyłam na efekt z powątpiewaniem, zastanawiając się, czy przetrwa wieczorną kąpiel. Niestety - nie zdążył. Po około godzinie naklejki zaczęły się odklejać. Zrozpaczona, próbowałam je ratować drugą warstwą top coatu, co zaowocowało ubrudzonymi skórkami... Nic z tego nie wyszło. Straciłam cierpliwość i poodrywałam folię z paznokci - a właściwie zdjęłam - poddała się temu bez oporów.
Zanim jednak ostatecznie podsumuję ten bubel, pokażę Wam jaki efekt dał na paznokciach, choć moim zdaniem nie ma czego podziwiać...
Cóż, przyznam szczerze, że dawno się tak nie zawiodłam testując produkt. Tym bardziej, że wiele z Was było zadowolone z tych naklejek. U mnie niestety nie zdały testu pozytywnie - nie przyklejały się do płytki, falowały się i marszczyły (może to wina wypukłego kształtu paznokci...?), trudno było je skrócić. Zmarnowałam wolny czas, nerwy, top coat. Skórki były ubrudzone, a na paznokciach zostały resztki folii... Może to, jak wspomniałam wcześniej, oznacza brak moich domniemanych zdolności manualnych. W każdym razie nie polecam tego produktu, sama bym go nie zakupiła.
Thank you, moody-gingers-stuff
Check out moody-gingers-stuff blog
http://moody-gingers-stuff.blogspot.com/2011/11/za-takie-kwiatki-to-ja-dziekuje.html
沒有留言:
張貼留言